Rozmowa z Jolantą Tomas
Dyrektor Państwowej Szkoły Muzycznej I st. im. Witolda Rowickiego i Samorządowej Szkoły Muzycznej II st. w Żywcu Jolanta Tomas opowiada historię konkursu "Witold Rowicki in Memoriam".
Jak Pani wpadła na pomysł, żeby zorganizować konkurs poświęcony Witoldowi Rowickiemu?
Dlaczego konkurs? Przede wszystkim dlatego, że Witold Rowicki, znany przede wszystkim jako dyrygent, był skrzypkiem. To po pierwsze. Po za tym od początku czułam, że skoro mamy tak świetnego patrona, no to trzeba zrobić coś wielkiego. W końcu to była wielka postać. No i tak sobie zamarzyłam, żeby zorganizować taki konkurs. Nie ukrywam, że mam też kontakty w środowisku wspaniałych i uznanych profesorów. Zapytałam kilkoro z nich czy chcieliby wziąć w takim przedsięwzięciu. Usłyszałam – jak najbardziej! Pierwsza edycja konkursu odbyła się na jesieni 2016 roku. Mieliśmy bardzo dużo zgłoszeń. Wtedy to był konkurs ogólnopolski, w tym roku będzie on miał już rangę międzynarodową.
Ile czasu upłynęło od pomysłu aż do jego realizacji?
Kilka tygodni. Ja zawsze działam szybko. Wychodzę z założenia, że jeśli można – to trzeba działać szybko, bo to przynosi najlepsze efekty. Sytuacja jest wyjątkowa, bo nasz konkurs jest inny niż wszystkie. Dlaczego? A to dlatego, że uczestnicy, którzy biorą w nim udział nie grają tylko i wyłącznie z akompaniatorem, czyli z towarzyszeniem fortepianu ale grają też z orkiestrą. Tak sobie założyłam i to założenie udało się zrealizować już podczas pierwszej edycji. Była to orkiestra w małym składzie ale każdy uczeń, który grał czy to Bacha czy Telemanna grał go właśnie z orkiestrą.
Jak Państwo promowaliście ten konkurs w środowisku?
Przesłałam do wielu szkół zaproszenia na konkurs i szczegółowy regulamin. Odzew był. Pomogli mi też profesorzy. Profesor Paweł Radziński, który jest przewodniczącym jury, miał swoje kontakty i pomógł mi znaleźć osoby, które razem z nim mogły zasiąść w jury. Pomógł także w zorganizowaniu zespołu, który towarzyszył startującym w konkursie skrzypkom. Rzecz jasna najpierw pytał o koszty. Wiadomo, że nie mógł przywieźć mi dużej orkiestry ale mniejszą mu się udało.
Poznań, Bytom... Z jakich jeszcze miast pochodzili uczestnicy pierwszej edycji konkursu?
Katowice, Gdańsk, Białystok, Lublin, Zamość. Przyjeżdżali ludzie z całej Polski.
Spodziewała się Pani takiego odzewu?
Aż takiego – to nie. Nawet mnie to trochę pozytywnie zaskoczyło, bo zgłosiła się jedna osoba z Litwy. W tym roku – a rozmawiamy na wiosnę – mamy już 4 zgłoszenia z zagranicy. Także konkurs będzie międzynarodowy. Zaplanowałam też zmiany w składzie jury, bo zasiądą w nim również dwie osoby spoza Polski.
W zeszłym roku w jury zasiadały 4 osoby, był profesor z Krakowa, z Warszawy,
z Bydgoszczy i z Poznania. W tym roku będzie dwóch profesorów z zagranicy: z Hiszpanii i z Niemiec. Zależało mi na tym, żeby jurorzy mieli podobne poglądy. W jury musi panować zgodność w ocenianiu i jednomyślność. Bo tylko to jest dobre dla uczestników konkursu.
Idea, że uczestnicy zagrają z orkiestra zostaje?
Zgłaszać się można praktycznie do ostatniej chwili. Jedyny limit jaki sobie ustaliliśmy to 40 osób. Przewodniczący jury prof. Paweł Radziński uznał, że jeżeli tę liczbę przekroczymy, to po prostu - w sensie logistycznym - nie damy rady. A przecież chcemy to robić profesjonalnie. Mamy dobre chęci i naprawdę namawiamy wszystkich do udziału. Nawet tych, którzy decyzję podejmą po wakacjach, na jesieni. W tym konkursie biorą udział uczniowie również z naszej szkoły. Muszę się pochwalić , że w pierwszej edycji w jednej z kategorii wygrała właśnie nasza uczennica.
Rozmawiamy w maju, już teraz powoli spływają zgłoszenia do kolejnej edycji konkursu.... Jakie refleksje się Pani nasuwają? Czy któraś kategoria jest bardziej popularna?
Ostatnio było pół na pół. Mamy dwie kategorie. W pierwszej startują dzieci najmłodsze. Druga przeznaczona jest dla uczniów szkół średnich. Tam jest poważniejszy repertuar. W regulaminie są dokładnie określone wszystkie kryteria i to czego wymaga jury. Ja podpatruję trochę kto do nas przyjeżdża i muszę przyznać, że są to ciekawi młodzi ludzie. Z osobowością. A nie ukrywam, że na tym konkursie – mówiąc kolokwialnie – "już trzeba dobrze grać" bo wymagania są spore...
Czy to jest pierwszy poważny konkurs organizowany przez Pani szkołę?
O nie... Organizuję też konkurs zespołów kameralnych. Na niego również zjeżdżają uczestnicy z całej Polski, jest świetne jury, którego przewodniczącym jest trębacz Igor Cecocho z Wrocławia. Z takich wielkich imprez mamy także Ogólnopolski Konkurs Muzyki Fryderyka Chopina. Przewodniczącym jury jest tam profesor Edward Wolanin, znakomity pianista, świetny interpretator muzyki kompozytora, który przygotowywał wielu pianistów na 17. Międzynarodowy Konkurs Chopinowski. Dwa lata temu przed konkursem do mojej szkoły przyjechało dziewięcioro Koreańczyków. Oni się tutaj ogrywali, mieli warsztaty, które poprowadził właśnie profesor Wolanin. Dla mnie to było duże wydarzenie, bo nie wszyscy przyjadą przed takim konkursem ogrywać się do szkoły w Żywcu. W 2015 roku udało mi się zaprosić na recital Szymona Nehringa. Był także Krzysztof Książek oraz Dmitrij Szyszkin, laureat szóstej nagrody na wspomnianym już konkursie. Czemu akurat u nas grają? Hmmm, może się tutaj dobrze czują? Ale jeszcze jedna rzecz jest tu istotna. Świetny fortepian, który mamy. Fortepian firmy Faziolli.
A wiadomo, że nie ma ich w Polsce zbyt wiele...
Dokładnie! I wiadomo, że to też przyciąga do nas rozmaitych artystów... Rozwijamy się w każdej dziedzinie. Nie tylko w obrębie wiolinistyki. Mam rozmaite plany na przyszłość. Ale to wszystko też jest zależne od finansów. Trzeba być dobrym menagerem, trzeba umieć zdobyć na to pieniądze. Ale myślę, że przy dobrej woli sponsorów wszystko się jakoś ułoży.
Witold Rowicki jest patronem szkoły od kilku lat. Czy uczniowie są ciekawi tej postaci?
Ja bym powiedziała, że oni są dumni z takiego patrona. Choć na początku nie wszyscy wiedzieli kim jest ten Witold Rowicki, że mieszkał w Żywcu i tu uczęszczał do szkoły podstawowej. Na wszystkich zajęciach teoretycznych mamy specjalne lekcje jemu poświęcone. Nauczyciele opowiadają o jego twórczości, pasjach, pracy z różnymi zespołami. W tym roku zrealizowaliśmy sobie nawet taki wewnętrzny Konkurs Wiedzy o Rowickim. Właśnie po to, żeby uczniowie wiedzieli kto to jest, co napisał, gdzie jeździł, z kim pracował, co ważnego zrobił. Zawsze też pamiętamy o rocznicach jego urodzin i śmierci. Składamy wówczas kwiaty pod tablicą Witolda Rowickiego, która znajduje się w szkole. Jest to dla nas bardzo ważne.
Konkurs Wiedzy o Rowickim wydaje się ciekawą inicjatywą. Można by go było rozszerzyć również na uczniów szkół poza muzycznych. Czy myśleliście Państwo o tym?
Oczywiście. Tylko wszystkie rzeczy wymagają czasu i poświęcenia. A przecież na co dzień mamy jeszcze pracę dydaktyczną. To na pewno byłby ciekawy sposób na dotarcie z wiedzą o Witoldzie Rowickim do osób z innych, tych poza muzycznych kręgów. Ale wszystko w swoim czasie. Bo jak coś przygotowywać, to raz a dobrze!
Czy od czasu kiedy szkoła zyskała takiego szacownego patrona, placówka dostała –że tak powiem – „wiatru w żagle”? Czy to dodało Pani energii do działania?
Mam jakieś takie wewnętrzne poczucie, że ten duch Witolda Rowickiego, gdzieś tu po szkolekrąży. I nawet nie wiem czy wypada mi to powiedzieć, ale zaryzykuję bo już wspominałam o tym rodzinie Witolda Rowickiego. W moim gabinecie mam oryginalny portret Maestro, który został mi sprezentowany. Powiesiłam go sobie nad swoim biurkiem. Wchodząc codziennie do gabinetu, otwieram drzwi i mówię do niego – cześć Witku, dzień dobry, to co, działamy! On jest na tym portrecie uśmiechnięty i czuję, że przekazuje mi dobrą energię. A jeszcze tak się składa, że ja jestem zodiakalną Rybą, tak jak on! A Ryby z reguły są bardzo pracowite i optymistycznie nastawione do życia.
Czyli dobra energia i dobry duch w murach szkoły krążą. Wszystko się świetnie składa...
Tak. Taki już – mówiąc z uśmiechem – los tej szkoły. To chyba nie przypadek. Ja cieszę się bardzo, że mam takiego patrona. Zresztą szkoła w Żywcu jest jedyną szkołą w Polsce, której patronem jest Witold Rowicki. Trzeba to podkreślić.
No właśnie, wiele szkół ma za patrona Fryderyka Chopina czy Karola Szymanowskiego...
Tak, a my jesteśmy pierwsi i spoczywa na nas wielka odpowiedzialność. Bo wszyscy patrzą na to co robimy i jak to robimy. Bardzo ważne znaczenie ma dla nas też niezwykły kontakt z córką i wnuczką Witolda Rowickiego. Oni wszyscy nas bardzo mocno wspierają. Myślę, że chyba też są zadowoleni, widząc nie tylko co robimy, ale widząc też obiekt, szkołę, to co się tu dzieje, jakie pozytywne emocje się tutaj tworzą. Między nami jest taka serdeczna atmosfera. Nie byliśmy rodziną, a staliśmy się rodziną. I to jest wspaniałe.
Rozmawiała Eliza Orzechowska. Maj 2017