Z notatnika Witolda Rowickiego... oprac. Hanna Karolak
Mały zeszycik zapisany ołówkiem drobnym, wyraźnym pismem Pana Witolda i dwie taśmy sześćdziesiątki – to wszystko co w sensie fizycznym pozostało mi z tego spotkania w mieszkaniu na Chocimskiej. Część tego materiału wykorzystałam przed laty w wywiadzie dla tygodnika „Literatura” (12 VII 1979). Dziś każda z refleksji z tego notatnika wydaje się szczególnie cenna, bo wzbogaca obraz człowieka, który od nas odszedł.
Twórcy nie wystarcza to niebo, w którym się znajduje. A kto osiąga siódme, nie wiem
*
Całą nasza wiedza jest tylko cienką skorupką w stosunku do tego, co się znajduje pod nią.
*
Budujemy wszyscy piramidę o niewyobrażalnej dla nas wielkości. Każdy ma prawo wierzyć, że kątem nachylenia swojej sztuki przetnie punkt na wierzchołku. Lecz czy nasza sztuka przebiega pod takim kątem, by można było ją zwieńczyć gdzieś na wierzchołku? Czy w ogóle sztuka osiągnie kiedykolwiek jakiś pułap? Wydaje mi się, że nie. Unifikacja wstrzymałaby rozwój nie tylko sztuki, ale także naszego gatunku.
*
Świadomość znikomości największych naszych wysiłków wywołuje w nas niepokój. Ale ten niepokój pomaga w marszu naprzód. Bez tego niepokoju przestalibyśmy tworzyć. A może i żyć. Nawet zachwyt jest wyrazem niepokoju.
*
Dążenie ku nieosiągalnemu, co nas pociąga jak bajkowy świetlik na moczary, każe nam ryzykować nawet samounicestwienie. Trzeźwi za tym świetlikiem nie pójdą, lecz tracą wielką szansę przejścia grzęzawisk. Nie jestem pewien czy przeszli je choćby nieliczni.
*
Mnie niecierpliwi świadomość, że wciąż znajduję się tak blisko punktu wyjścia, bo z tym, że celu nie osiągnę pogodziłem się już dawno. Człowiek niezależnie od tego, że jest gigantem o nieograniczonych możliwościach jest jednocześnie malutki, wręcz karłowaty w stosunku do duchowego i intelektualnego kształtowania rozwoju naszego gatunku, którego zresztą jest głównym inspiratorem.
*
Bywa, że twórca w desperacji niszczy swoje dzieło, czasem przez świadome zniszczenie swojego dzieła – niszczy się samego siebie, by poprzez ten akt odrodzić się lepszym. Takie artystyczne unicestwienie wzbogaca możliwości doskonalenia się, pomaga osiągnąć wyższy etap twórczy. Wszystko to związane jest również z ogromnym cierpieniem, dlatego cała nasza podświadomość znajduje się w stanie protestu. Dobrze jest, gdy wtedy ktoś lub coś potrafi nam pomóc. Nie każdy sobie z tym radzi i nie każdy z tego wychodzi zwycięsko. Ten ogień niszczy i spala, ale ogień jest synonimem życia, a sztuka jest jednym z jego dowodów.
*
Wszystkie nasze zmysły są ograniczone. Zakres postrzegania wewnętrznego nie da się określić żadną cyfrą. Nie ma jakości uszeregowanej, a jeżeli już, to w nieskończoność. Poprzez oko, ucho i inne nasze zmysły przekazujemy do naszego wnętrza informacje, które mogą funkcjonować najbardziej nieoczekiwanie. Doskonalimy nasz warsztat tylko po to, by móc w najbardziej przejrzysty sposób przekazać nasze myśli. Przy jednoczesnej świadomości, że tej absolutnej przejrzystości nigdy nie osiągniemy. I to zarówno przez niedoskonałość, jak i genialność naszego gatunku.
*
Gdy słucha, słyszę dźwięki, ale dźwięki są tylko środkiem, którym posługuje się twórca. Nie istnieje dokładny zapis myśli twórczej, trzeba ją sobie wyobrazić, stworzyć w sobie. Dlatego muszę w pewnym stopniu przytępić koncentrację na fizyczności dźwięku, by móc lepiej bez obciążeń przygotować moje wnętrze, moją wrażliwość na odbiór twórczych intencji kompozytora. Dochodzę stopniowo do słyszalności wewnętrznej, która jedynie może pogłębiać poznanie tego, co nie mieści się ani w nutach, ani w dźwięku, lecz w sensie zjawisk nieokreślonych żadną uchwytną miarą.
*
Choć wiemy, że możliwości nasze są ograniczone, nigdy nie wolno nam tego dopuszczać do świadomości w czasie procesu twórczego. Poczucie bezsilności nie może być współuczestnikiem twórczego aktu. Jesteśmy wystarczająco ograniczeni własnym talentem, intelektualną dyspozycją, sprawnością psychiczną i fizyczną, by ograniczać jeszcze nieznany pułap naszych możliwości. Powinno się zaczynać od wielkiej nieśmiałości, którą rodzi poczucie bezradności wobec intencji kompozytora, by kończyć, w czasie koncertu, niczym niezachwianą pewnością, że przekazało się w pełni to, co potrafi się osiągnąć w danym momencie przez swoją wiedzę i talent.
*
Rubinstein i Richter tworzą innego Chopina. Wielcy wykonawcy grają zawsze „własne” utwory. W sztuce nie istnieje obiektywizm. Stąd jej bogactwo i nieograniczone możliwości.
*
Rozliczanie się tylko z sobą nie wyklucza poczucia ogromnej odpowiedzialności wobec kompozytora i słuchacza.
*
Sztuka nie związana z życiem, przeżyciami czy otoczeniem człowieka – nie jest sztuką, przynajmniej na razie. Dla mnie największą wartością, i to niezależnie od czasu i stopnia rozwoju naszego gatunku, jest humanizm. Humanizm jako działanie, nie tylko jako nauka. Wszystko, co wypływa z człowieka dla dobra innych ludzi. Jest to jedyne, z czego wszyscy jednakowo powinni być rozliczeni.